Przeżyłam swój pierwszy upadek z konia, jechałam na ukochanym koniu....
Spadłam z Łylusi. Fizycznie jest OK.- potłukłam nogę, a tak to spoko, tylko pare siniaków.Jechałam z bardziej zaawansowanymi dziewczynami, które galopują, skaczą, jadą w teren itp...Wszystie konie galopowały na około hali i dołączały na koniec zastępu. Przyszła kolej na mnie, miałam zakłusować. Łylusia chciała dobrze i zaczęła glopować, bo myślała, że ona też ma tak zrobić jak reszta no i nie wiedziała , że nie potrafie galopować, więc zamiast kłusować zaczęła galopować. Wystraszyłam się, na początku było dobrze, na zakręcie nie wyrobiłam- spadłam. Zatrzymać się też nie zdążyłam. To była chwila... Przez ten strach przed upadkiem nawet nie wiem jakie to było uczucie galopować. Spadłam na plecy, czy też prawy bok...nie pamiętam. Spadłam, wstałam, powiedziałam, że żyję i znowu usiadłam na kochaną Łylusie. Znowu przyszła pora na kłus. Zaczęłam się bać, przyszedł lęk, paniczny strach, miałam wrażenie, że przyśpiesza i zaczyna glopować, a ja spadam, a to był zwyczajny kłus...Zaczęłam mieć ochote, żeby przejść do stępa. W końcu minęła godzina- koniec lekcji. Zeszłam z konia, dałam jej reszte marchewek, zaprowadziłam do boksu , rozsiodłałam, pogłaskałam, zaniosłam siodło itd... do siodlarni. Wyrzuciłam kupki do przyczepy i odniosłam miotłę i to gdzie były kupki, jesze raz pogłaskałam Łilke i poszłam się przebrać. Mój tata w dorodze do domu pytał się, czy dalej chce jeździć, czy, to na pewno dla mnie? Nie trudno się domyślić bez zastanowienia powiedziałam, że chce dalej jeździć. W domu, pokryjomu przed rodzicami zaczęłam płakać, bo zwątpiłam w siebie, zwątpiłam, że moje miejsce jest przy koniach...Ale ja je kocham! Chce z nimi być!!! Ale mam lęk, lęk przed jazdą. Mogę konia czyścić, karmić, lonżować(ale nie umiem) i wszystko tylko nie jeździć...Kolejna jazda jest w środę...Mam nadzieje, że przezwycięże strach. Nie chce wsiadać na innego konia niż Łylusia...jestem z nią związana..Po tym upadku zwłaszcza...Nie zamierzam skończyć tej przygody, dopóki nie będzie to koniecznością....
Offline
Współczuję, ja spadłam z dość dużego konia, ale się nie dziwię, że spadłam. Mieliśmy turniej i musieliśmy wsiąść na oklep na koniu i w dodatku tyłem (czyli plecami do głowy konia) no i konik się przestraszył zagalopował no i nagle leże na ziemi (Dobrze, że w kupę nie wpadłam XD) Nic mi się nie stało, tylko miałam taki szok "poupadkowy" i trzęsły mi się dłonie i bolał mnie tyłek XD
Ne byłam związana z tym koniem, ale tobie i tak bardzo współczuję :)
Offline
A żebym to ja raz spadła xD Ale przyznaję, uczucie nieprzyjemne ;/
Offline
Jest kilka teorii odnośnie jazdy konno:
1.podobno nie nauczysz się dobrze jeździć, dopóki nie spadniesz z konia przynajmniej 7 razy.
2.Nie wrócisz do jazdy konnej, jeśli od razu po upadku nie wsiądziesz na konia ( to juz masz za sobą)
3. Koń zawsze widzi, gdzie upadasz i musiałby się mocno postarać, by cię zdeptac.
ja swój pierwszy upadek zakończyłam połamanymi żebrami, ale jeszcze 3 godziny tego samego dnia jechałam (pamiętam słowa prababci mojej, której maż był ułanem: "dziadek byłby z ciebie dumny)... do lekarza nie dotarłam nigdy. Upadek drugi- byłam jednym wielkim strupem, bo "zdarzyło mi się" spaść na żwirową ulicę. Upadek trzeci- wyrwane ręce ze stawów nadgarstkowych (ręce spuchniete jak bania, i nawet łyżki nie mogłam utrzymać w dłoni). Upadek czwarty wylądowałam na tomografii głowy, bo traciłam przytomność..z czasem przeszło samo. Upadek piaty- klacz wywierzgnęła mną w powietrze, i głową wylądowałam na metalowej barierce (przez jakiś czas widziałam wszystko ostro bez okularów). Upadek szósty- aż wstyd się przyznać, koń nawet sie nie ruszył, a ja juz leżałam na ziemi (nie wierzcie konikom polskim:P one wycyckają człowieka a ten nawet się nie zorientuje, że coś jest nie tak). Upadek 7- to pół-upadek. Podczas skoków przez przeszkodę, danego dnia klacz skoczyła 4 razy, ja 5. lecąc do przodu zatrzymałam się z nogami owiniętymi wokół szyi konia, i głowa na wysokości chrap. Klacz spokojnie czekała, a ludzie zamiast mi pomóc zleźć, tarzali sie ze śmiechu po padoku ;/
poza tym... jak spadać to z dużego konia.. dlatego ostatnio marzy mi się posiadanie siwego oldenburga :D
Ostatnio edytowany przez lutka (29-06-13 11:55:47)
Offline
lutka napisał:
Jest kilka teorii odnośnie jazdy konno:
1.podobno nie nauczysz się dobrze jeździć, dopóki nie spadniesz z konia przynajmniej 7 razy.
2.Nie wrócisz do jazdy konnej, jeśli od razu po upadku nie wsiądziesz na konia ( to juz masz za sobą)
3. Koń zawsze widzi, gdzie upadasz i musiałby się mocno postarać, by cię zdeptac.
ja swój pierwszy upadek zakończyłam połamanymi żebrami, ale jeszcze 3 godziny tego samego dnia jechałam (pamiętam słowa prababci mojej, której maż był ułanem: "dziadek byłby z ciebie dumny)... do lekarza nie dotarłam nigdy. Upadek drugi- byłam jednym wielkim strupem, bo "zdarzyło mi się" spaść na żwirową ulicę. Upadek trzeci- wyrwane ręce ze stawów nadgarstkowych (ręce spuchniete jak bania, i nawet łyżki nie mogłam utrzymać w dłoni). Upadek czwarty wylądowałam na tomografii głowy, bo traciłam przytomność..z czasem przeszło samo. Upadek piaty- klacz wywierzgnęła mną w powietrze, i głową wylądowałam na metalowej barierce (przez jakiś czas widziałam wszystko ostro bez okularów). Upadek szósty- aż wstyd się przyznać, koń nawet sie nie ruszył, a ja juz leżałam na ziemi (nie wierzcie konikom polskim:P one wycyckają człowieka a ten nawet się nie zorientuje, że coś jest nie tak). Upadek 7- to pół-upadek. Podczas skoków przez przeszkodę, danego dnia klacz skoczyła 4 razy, ja 5. lecąc do przodu zatrzymałam się z nogami owiniętymi wokół szyi konia, i głowa na wysokości chrap. Klacz spokojnie czekała, a ludzie zamiast mi pomóc zleźć, tarzali sie ze śmiechu po padoku ;/
poza tym... jak spadać to z dużego konia.. dlatego ostatnio marzy mi się posiadanie siwego oldenburga :D
Łylusia jest kochanym mieszańćem...dokładnie nie wiem czego...,ale odkąd pamiętam marzy mi się dosiąść konia fryzyjskiego <3
Offline
lutka napisał:
Jest kilka teorii odnośnie jazdy konno:
1.podobno nie nauczysz się dobrze jeździć, dopóki nie spadniesz z konia przynajmniej 7 razy.
2.Nie wrócisz do jazdy konnej, jeśli od razu po upadku nie wsiądziesz na konia ( to juz masz za sobą)
3. Koń zawsze widzi, gdzie upadasz i musiałby się mocno postarać, by cię zdeptac.
Mój dziadek wpajał mi to od małego :p
Łylusia? Słodkie imię. Ja mam Almę - klacz pełnej krwi angielskiej ^^
Offline
Destiny napisał:
lutka napisał:
Jest kilka teorii odnośnie jazdy konno:
1.podobno nie nauczysz się dobrze jeździć, dopóki nie spadniesz z konia przynajmniej 7 razy.
2.Nie wrócisz do jazdy konnej, jeśli od razu po upadku nie wsiądziesz na konia ( to juz masz za sobą)
3. Koń zawsze widzi, gdzie upadasz i musiałby się mocno postarać, by cię zdeptac.Mój dziadek wpajał mi to od małego :p
Łylusia? Słodkie imię. Ja mam Almę - klacz pełnej krwi angielskiej ^^
Wiesz co ci powiem...Tak właściwie nigdy nie widziałam anglika na żywo. Jeżdże w skromnej stajni i nie ma w niej za wiele koni, ale anglika też nie..., a tak to nie miałam okazji :0 A co do Łylusi to zazwyczaj mówie na nią Łilka<3
Offline
Destiny napisał:
Ja mam Almę - klacz pełnej krwi angielskiej ^^
Angliki fajne są, ale poza patrzeniem na nie, jakoś mnie do nich nie ciągnęło..
Do hanowerów, trakenów..oldenburgów.. nawet do wielkopolaków to tak :)
Teraz w sferze moich marzeń są achał-tekiny.
Upadków najwięcej w każdym bądź razie miałam z koników polskich- nie są najpiękniejsze , i przez to chyba bardzo niedoceniane. Ludzie zapominają, że to właśnie dosiadając koników polskich i ich krzyżówek, Tatarzy szturmowali wieki temu Polskę.
A co do galopu- Maksyma, jak długo się uczysz jeździć?
Ja galopowałam już niecały miesiąc od pierwszej jazdy- aaa i galop jest znacznie łatwiejszy, niż kłus- wygodniejszy i dla jeźdźca i dla konia.
I jeszcze jedno- gdy dobrze się trzymasz łydkami i masz wyprostowany kręgosłup i siedzisz prosto w siodle, to nawet jak koń wskoczy Ci w cwał, czy stanie dęba- nie spadniesz. A jeśli spadasz... cóż, Twój trener powinien cię nauczyć jak spadać z konia. Pamiętaj o jednym- koń widzi lepiej niż Ty, i naprawdę na ciebie nigdy nie nadepnie.
Offline
Achałki.... matko, śliczne są. Moja stajnia też nie jest nie wiadomo jaka. Mamy na pewno z dwa angliki (Alma i Ruffian), jednego araba (Delma) i kłusaka francuskiego (Verva). Achałków chyba nie mamy ;/ Nie wiem jak jest z ogierami ale tam chyba też jest jeden arab. Pozostałe koniki to mieszańce ;)
Offline
Destiny napisał:
Achałków chyba nie mamy ;/
wszystkie achałtekiny w Polsce można policzyć na palcach jednej ręki.
jest jeden ogier, i wiele jego dzieci- szlachetnej pólkrwi.
Offline
lutka napisał:
Destiny napisał:
Ja mam Almę - klacz pełnej krwi angielskiej ^^
Angliki fajne są, ale poza patrzeniem na nie, jakoś mnie do nich nie ciągnęło..
Do hanowerów, trakenów..oldenburgów.. nawet do wielkopolaków to tak :)
Teraz w sferze moich marzeń są achał-tekiny.
Upadków najwięcej w każdym bądź razie miałam z koników polskich- nie są najpiękniejsze , i przez to chyba bardzo niedoceniane. Ludzie zapominają, że to właśnie dosiadając koników polskich i ich krzyżówek, Tatarzy szturmowali wieki temu Polskę.
A co do galopu- Maksyma, jak długo się uczysz jeździć?
Ja galopowałam już niecały miesiąc od pierwszej jazdy- aaa i galop jest znacznie łatwiejszy, niż kłus- wygodniejszy i dla jeźdźca i dla konia.
I jeszcze jedno- gdy dobrze się trzymasz łydkami i masz wyprostowany kręgosłup i siedzisz prosto w siodle, to nawet jak koń wskoczy Ci w cwał, czy stanie dęba- nie spadniesz. A jeśli spadasz... cóż, Twój trener powinien cię nauczyć jak spadać z konia. Pamiętaj o jednym- koń widzi lepiej niż Ty, i naprawdę na ciebie nigdy nie nadepnie.
Wczoraj miałam pierwszy galop na lonży. Po tym upadku to się bałam i jeżdże w siodle westernowym i trzymałam się tego "rogu" z całych sił , oczywiście źle galopowałam siedziałam za bardzo do przodu, za bardzo to za mało powiedziane...Dobrze, że na lonżowni nie ma takich zakrętów jak wtedy na hali.
Destiny napisał:
Achałki.... matko, śliczne są. Moja stajnia też nie jest nie wiadomo jaka. Mamy na pewno z dwa angliki (Alma i Ruffian), jednego araba (Delma) i kłusaka francuskiego (Verva). Achałków chyba nie mamy ;/ Nie wiem jak jest z ogierami ale tam chyba też jest jeden arab. Pozostałe koniki to mieszańce ;)
A moja stajnia jest bardzo skromna, ale kocham ją!
Mamy tak Łylusie, moją kochaną Łilke jest mieszańćem, Maksymke- ślazak, Harry-ten wredny, słodki, mały skrzat(szetland) i później już nwm jakiej rasy: Ramzes, Greta, Furgon, Lopez i prywatne Emir, Efir, czy Afir dokładnej nazwy nie znam, Iskra, Haker i ti tylko tyle
NIE PISZEMY DWÓCH POSTÓW POD RZĄD! RADZĘ ZAPOZNAĆ SIĘ Z ZASADAMI FORUM JEŻELI CHCESZ W PRZYSZŁOŚCI UNIKNĄĆ BANA KONTA ~ Destiny
Ostatnio edytowany przez Destiny (04-07-13 19:46:13)
Offline
lutka napisał:
Destiny napisał:
Achałków chyba nie mamy ;/
wszystkie achałtekiny w Polsce można policzyć na palcach jednej ręki.
jest jeden ogier, i wiele jego dzieci- szlachetnej pólkrwi.
Nawet nie wiedziałam o.O
Offline
Maksyma napisał:
Mamy tak Łylusie, moją kochaną Łilke jest mieszańćem, Maksymke- ślazak, Harry-ten wredny, słodki, mały skrzat(szetland) i później już nwm jakiej rasy: Ramzes, Greta, Furgon, Lopez i prywatne Emir, Efir, czy Afir dokładnej nazwy nie znam, Iskra, Haker i ti tylko tyle
phi, to i tak więcej, niż w stajni gdzie ja jeździłam ucząc się jazdy :)
I właściciela nie stać było nigdy na wybudowanie hali do jazdy...
Wczoraj miałam pierwszy galop na lonży. Po tym upadku to się bałam i jeżdże w siodle westernowym i trzymałam się tego "rogu" z całych sił , oczywiście źle galopowałam siedziałam za bardzo do przodu, za bardzo to za mało powiedziane...Dobrze, że na lonżowni nie ma takich zakrętów jak wtedy na hali.
A czemu jeździsz w siodle westernowym???
przecież, jak usiądziesz w normalnym siodle sportowym, tym angielskim to nie będziesz umiala jeżdzić!
Offline
lutka napisał:
Maksyma napisał:
Mamy tak Łylusie, moją kochaną Łilke jest mieszańćem, Maksymke- ślazak, Harry-ten wredny, słodki, mały skrzat(szetland) i później już nwm jakiej rasy: Ramzes, Greta, Furgon, Lopez i prywatne Emir, Efir, czy Afir dokładnej nazwy nie znam, Iskra, Haker i ti tylko tyle
phi, to i tak więcej, niż w stajni gdzie ja jeździłam ucząc się jazdy :)
I właściciela nie stać było nigdy na wybudowanie hali do jazdy...Wczoraj miałam pierwszy galop na lonży. Po tym upadku to się bałam i jeżdże w siodle westernowym i trzymałam się tego "rogu" z całych sił , oczywiście źle galopowałam siedziałam za bardzo do przodu, za bardzo to za mało powiedziane...Dobrze, że na lonżowni nie ma takich zakrętów jak wtedy na hali.
A czemu jeździsz w siodle westernowym???
przecież, jak usiądziesz w normalnym siodle sportowym, tym angielskim to nie będziesz umiala jeżdzić!
>Wiem...tylko powiedzmy, że ja chcę pozostać na zawsze przy siodle westernowym. Western ogólnie mnie kręci tyle, że nie znam stajni gdzie można się uczyć jazdy western.
Offline